niedziela, 18 sierpnia 2013

Ludzie myślą, że pieniądze dają szczęście. Fakt, w jakimś stopniu dają, pozwalają nam spełnić marzenia, które często przekraczają nasze progi finansowe. Gdy je mamy czujemy się powiedzmy bezpieczniejsi i jakoś bardziej optymistycznie patrzymy w przyszłość. To prawda, że za nie możemy kupić PRAWIE wszystko. Czego według mnie nie można za nie kupić? Nudne byłoby gdybym napisała, że miłości, prawdziwej przyjaźni, rodziny i tak dalej. Być może to oczywiste, ale niestety wszystkie te wartości w naszych czasach są już " do kupienia ", może nie te prawdziwe, choć czasem myślimy, że tak jest. Wracając do tego, co chciałam przekazać. Nie mogę kupić poczucia bezpieczeństwa. Ostatnio moje życie to ciągnący się dramat. Nie wiem, co mnie czeka jutro, tak wiem, że nikt o tym nie wie. Ale ja nie wiem czy jutro zobaczę osoby mi bliskie, czy coś znowu mnie nie zaskoczy, czy mama alkoholiczka sobie czegoś nie zrobi, czy biznes wypali. Moje życie to ciągły obrót spraw o 180 stopni. Zaskakuje mnie każdego dnia. Nie czuję się komfortowo, przytłacza mnie samo oddychanie. Nie mam przyjaciół, bo przez to jakie niespodzianki przynosił mi los, nie mam zaufania. Czuję, że wszyscy widzą, że za tym uśmiechem kryje się depresja, stres. Próbuje wszystkim pokazać, że jest dobrze, że sobie radzę i w ogóle jest cudownie, bo idę na studia, mam fajne mieszkanie. Póki co ludzie wierzą, albo udają i nie chcą pomóc. Bo kogo w sumie obchodzi to jak naprawdę jest? Po co obarczać samego siebie problemami innych? Ja chyba nawet wolę, jak wszyscy mnie mają gdzieś, bo gdyby każdy podchodził i pytał co u mnie, chyba bym wybuchła. Tak, moje życie mi się nie podoba. Moje wartości gdzieś rozmazały się wraz z doświadczeniem. Rodzina? Co to znaczy być dla kogoś "rodziną"? Moja mama alkoholiczka, tylko czeka kiedy będzie mogła sobie wypić. Przecież ona musi odreagować stres, a pije przeze mnie, bo ciągle jej mówię, że ma nie pić. Czy ona nie zasługuje na chwile relaksu?! Musi odpocząć od tego swojego nicnierobienia. A ja cicho cierpię, już się nie odzywam, wsiadam w auto i jadę, puszczam audycję na Jedynce o sytuacji w Egipcie. To naprawdę ciekawsze niż łzy. A tata? Tylko czeka do pewnego dnia, kiedy dowie się, czy będzie mógł legalnie wychodzić z domu. A ja siedzę i się martwię, bo właściwie studia to jeszcze nic pewnego, bo jest firma, bo są problemy. Ja w samym środku tej cholernej burzy krzyczę i nikt mnie nie słyszy. Świat ogłuchnął, albo pomylił się i usunął Słońce z mojego życia. Pytam się, gdzie i kiedy będzie tu miejsce dla mnie? Chcę wszystkim pomóc, kosztem siebie, swoich marzeń. Tak, żyję tą całą sytuacją. Choć nie ma nic gorszego od życia z dnia na dzień. Ciągle te same myśli, ten sam strach. Cholera, kto by wytrzymał w moim wieku z moim bagażem doświadczeń, i został w MIARĘ normalnym?! Mówią mi, że się wymądrzam, że jestem głupia. Okej, ja już przestałam wszystkich pouczać, dawać rady, pomagać. Każdy wie lepiej. Ja zamknęłam się w tym cholernym więzieniu. Świat marzeń być może jest dla głupców, ale chociaż pozwala zapomnieć o tym, jak kopie w dupę nas codzienność. Mówią: Nie patrz w przeszłość, żyj dniem kolejnym, liczy się teraz. Śmieję się z nich. Jak nie patrzysz w przeszłość i nieważne jak była okropna, nie uczysz się, nie rozumiesz wielu spraw. Z teraźniejszości rzadko wyciągasz jakieś wnioski, bo my nie myślimy tu i teraz. Nigdy nie podejmujemy pewnych decyzji, nigdy! Zawsze pojawia się jakieś "ale". Ta cała cholerna niepewność. Pewność - tego też nie kupimy za pieniądze. Może to jakaś cholerna komedia, że zamiast być szczęśliwym tutaj, wolałoby się nie istnieć nigdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz